Hasałem spokojnie po świecie, z terenów na tereny. Tu zimniejsze tam
cieplejsze, tu wygodnie , tam przytulnie. Tu dziwacznie , tam po
gibane... aż szkoda słów. Po prostu wiele się działo. Napotykałem różne
lisy, rożne stada, a nawet bandę kojotów. Przygody były różne, na
przykład samotna samica z lisiczkami nie dawała rady próbując uratować
jedno z młodych które ukłoniło ucieczka na drzewo otoczone przez bandę
wilków. Pomogłem od razu, bez zastanowienia atakując jednego po drugim.
Najlepszy atak jest niespodziewany. Wilki wystraszone w końcu uciekły
ratując swoje futra a ja spokojnie odsapnąłem i zdjąłem młode z drzewa
za pomocą grubej skóry na karku które obdarowała nas natura. Postawiłem
blisko matki , a brzdąc szybko przytulił się do futerka. Lisica
podziękowała liźnięciem w policzek. Aż by chciało się dłużej zostać
jednak wołała mnie przygoda. To nie było moje miejsce , czułem od
początku. Napotkałem kolejne tereny pełne śniegu. Uwielbiałem takie
klimaty, były również cieplejsze miejsca ale wole takie. Szkoda że nie
urodziłem się z białym futrem. Skakałem tak wysoko po śniegu gdyż sięgał
mi aż do łokci i lepiej a przede wszystkim zabawniej , się poruszałem.
Po chwili wpadłem na głęboki dół. Przez to zakryło mnie totalnie, no nie
dziwie się jak nie widać ziemi. Wynurzyłem pyszczek z pod góry śniegu a
po chwili zaraz tuż przy moim nosku czułem ciepły oddech. Otworzyłem
szerzej oczy. Była to lisica która nosek swój miałą blisko mojego co
oznaczało że mi się przyglądała. Zapewnię lekko stąpa po śniegu dlatego
nie zapada się jak ja gdyż lubiłem skakać. Zdziwienie mnie przeszło. I
to nie od zimna...
-Em... hey. Kim jesteś? -spytałem.
-A ty? - wolała się dowiedzieć pierwsza. Ja podniosłem wyżej głowę tak
że śnieg dorastał mi tylko do klatki piersiowej a przednie łapy miałem
na poziomie. Wyglądało jakbym opierał się o drewno. Strzepałem z futra
na grzbiecie i szyi nadmiar śniegu.
-Mów mi Tresto. Lis przygody. A twoje imię? -spytałem przyjaźnie nastawiony, spokojnym tonem.
Lisico ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz